...and a happy New Year
05 Styczeń 2012
Sylwestra w tym roku chcieliśmy spędzić kameralnie. Mieliśmy zabrać do siebie tylko Łucję, bratanicę Maćka oraz zaprosić Alę. Miało być spokojnie, rodzinnie i miło. Niestety nie było...
Dzień przed Sylwestrem trafiliśmy z Jadzią do szpitala, w związku z podejrzeniem zachłyśnięcia się wodą. Po badaniach okazało się, że wszystko jest w porządku, ale zostałam z nią na noc na obserwacji. Następnego dnia planowałyśmy wrócić do domu...
Sobota wieczór. Kilka godzin do Nowego Roku. Czekamy w sali na wypis. Jagódka jest zmęczona, ma cały czas lekką gorączkę, więc przytulam ją na rękach. Nagle moje maleństwo dostaje potwornych drgawek. Wygląda jakby miała padaczkę. Przerażona wybiegam na korytarz w poszukiwaniu lekarza lub pielęgniarki. Po natychmiastowym podaniu leku i tlenu Jadzia zaczyna normalnie oddychać...
Nie potrafię opisać tego, co czułam przez tych kilkadziesiąt sekund. Chyba nawet nie chcę:-(
Wczoraj wróciliśmy do domu, bo stan jest stabilny, wyniki badań prawidłowe, a po małej w ogóle nie widać, że cokolwiek się stało.
Po takim rozpoczęciu roku może być już tylko lepiej :-)